Wydawcy wobec nielegalnych materiałów w sieci

26-10-2017

Serwisy społecznościowe dla naukowców cieszą się sporą popularnością w środowisku akademickim. Pozwalają na zaprezentowanie dorobku, nawiązanie kontaktów, prowadzenie dyskusji z badaczami z całego świata - stanowią też formę promowania publikacji. Z punktu widzenia wydawców są to platformy, które czerpią zyski z nielegalnie udostępnianych publikacji.

Przeszukując sieć możemy zauważyć, jak wiele artykułów udostępnianych jest przez autorów w Research Gate czy Academia.edu. Są wśród nich teksty, które naruszają prawa wydawców, nie zawsze bowiem autorzy mają informacje, czy, gdzie i po jakim czasie mogą udostępniać swoje opublikowane prace. Nic zatem dziwnego, że najwięksi wydawcy akademiccy dążą do usunięcia z tego typu serwisów, tych publikacji, które wydali pod własną egidą.

Krucjata przeciwko Research Gate

Według wydawców nawet 40 procent udostępnianych w Research Gate tekstów narusza ich prawa majątkowe (za serwisem timeshighereducation.com). James Milne, reprezentujący grupę pięciu akademickich wydawców (m.in. Elsevier i Wiley), twierdzi, że żądania usunięcia określonych tekstów z serwisu nie mają uderzyć w autorów tekstów, ale w sam serwis, który świadomie pozwala na uploadowanie materiałów, co do których wiadomo, że łamią prawa wydawców (wcześniej Elsevier prowadził podobne działania względem strony Academia.edu, wysyłając do kilku tysięcy użytkowników żądania usunięcia nielegalnych tekstów).

Dbanie o legalność zawartości internetowych serwisów nie jest oczywiście priorytetem wydawców - chodzi o dochody, na które negatywnie wpływa dostępność publikacji w Research Gate. Jako przykład podaje się niechęć do kontynuowania przez biblioteki kosztownej subskrypcji czasopism na korzyść treści z ogólnodostępnej i przede wszystkim bezpłatnej Research Gate. Nie sposób nie zgodzić się z racją wydawców, choć z punktu widzenia środowiska naukowego korzystniejszy jest otwarty dostęp do treści naukowych.

Wojna o pieniądze

Kwestią dyskusyjną jest też to, na czym zarabiają naukowe serwisy społecznościowe w rodzaju  Academia.edu czy ResearchGate. Liczba naukowców, która się w nich udziela, liczona jest w dziesiątkach milionów. Wielu z nich udostępnia tu swoje publikacje, nieświadomie łamiąc prawa wydawców. Serwisy generalnie zarabiają na sprzedaży zgromadzanych informacji o użytkownikach oraz wprowadzanych przez nich treściach. Czasem w prasie pojawiają się hasła nawołujące do bojkotowania przez naukowców portali Research Gate i Academia.edu, co zazwyczaj wywołuje dyskusję o prawach autorskich, prawach majątkowych, otwartości nauki i dostępie do wiedzy.

Z drugiej strony akademiccy wydawcy również nie działają pro bono - ich celem także jest zarobek. Pojawiają się komentarze mówiące wprost, że wielkie wydawnictwa pasożytują na nauce i wywierają presję na środowisko akademickie - windując ceny bardziej prestiżowych periodyków, a prowadząc sprzedaż pakietową zmuszają uczelnie do zakupu niepotrzebnych im czasopism. Nie bez znaczenia jest fakt, że w ciągu ostatnich kilku lat koszt dostępu do płatnych publikacji znajdujących się w bazach największych wydawców wzrósł o 145 procent.

Zbojkotować największych? 

Bunt przeciw takim praktykom wzrasta. Głos zabierali naukowcy i przedstawiciele uczelni, nawołujący do bojkotowania wydawniczych Goliatów za ich materialistyczne podejście . Przykładowo firma Elsevier stała się przedmiotem krytyki za wysokie opłaty subskrypcyjne i za to, że przez swoje praktyki publikacyjne ogranicza dostęp do wiedzy. Zawiązano nawet inicjatywę The Cost of Knowledge (thecostofknowledge.com), której celem jest częściowy lub całkowity bojkot tego wydawnictwa. Przystąpiło do niej kilkanaście tysięcy naukowców. Kilka lat temu zapowiadano nawet „akademicką wiosnę”, odejście od bardzo drogich, tradycyjnych czasopism na rzecz dostępnych dla każdego czasopism elektronicznych.

Zgodnie z prawem

Research Gate czy Academia.edu w jakimś stopniu otwierają dostęp do wiedzy, równocześnie czerpiąc zyski z działań użytkowników. Nie robią tego w sposób do końca słuszny, przymykając oko na nielegalność udostępnianych treści. W ten sposób nie wygrają wojny z wielkimi akademickimi wydawcami. Idea otwartej nauki nie powinna być realizowana z łamaniem prawa.

Naukowcom, którzy umieszczają tekst w sieci, czy to na swojej stronie, czy w instytucjonalnym repozytorium, czy też w naukowych serwisach społecznościowych warto polecić serwis SHERPA RoMEO (www.sherpa.ac.uk), czyli katalog umów pomiędzy wydawcami a autorami publikacji. Ułatwia on uzyskanie odpowiedzi na pytanie o to, czy wydawca zezwala na publikację w trybie otwartego dostępu (a jeśli tak to na jakich zasadach) oraz czy autor może umieścić PDF z artykułem z określonego czasopisma, na przykład na swojej stronie. Przy braku pewności o  legalności dzielenia się pełnym tekstem artykułu w naukowych serwisach społecznościowych zawsze można udostępniać je w prywatny sposób, gdy któryś z użytkowników bezpośrednio o to poprosi.